Kiedy na świat miał przyjść nasz syn, pierwszy spośród czwórki, to już pół roku przed urodzeniem szukaliśmy produktów u sprawdzonych rolników, wożąc je ze wsi do miasta.
W tym czasie na targach miejskich większość rolników sprzedawała warzywa z pestycydami, mówiąc prosto w oczy, że są bez chemii. Trzeba było je moczyć w sodzie, wodzie i occie. To wszystko nie miało sensu. Z drugiej strony przerażały nas ceny bio/eko żywności w sklepikach ze zdrową żywnością. W pewnym momencie ze zdziwieniem i zażenowaniem odkryliśmy, że w ekosklepach tylko połowa żywności jest eko, z certyfikatem. Reszta, to produkty pseudo zdrowe, pozyskanie z nieznanych źródeł, proszkowe suplementy diety i kiszonki z zatrzymaną fermentacją. Mieliśmy dość byle jakości, oszukiwania i niedopowiadania prawdy. Też tak się czasem czujesz? .